Mozaika Marzeń: Ewa Bednarczyk

Ewa Bednarczyk – Bielsko-Biała

Moim ulubionym zajęciem jest przebywanie w kręgu przyjaciół i delektowanie się tym, co określa się mianem „bratnich dusz”. Ale, by zdjąć odium egocentryzmu, cel musi być poza. Niech te nasze ultra-przyjacielskie spotkania służą czemuś wzniosłemu, służą innym.

Marzy mi się, byśmy zrobili coś naprawdę znaczącego dla tych, którzy mieli mniej szczęścia w życiu, niż my, którzy doświadczyli mniej szczęśliwej rodziny, mniej zdrowia itp. Ich los szczególnie chwyta za serce.

Chciałabym mieć im do zaproponowania coś najlepszego na świecie, co maksymalnie zrekompensuje, podniesie na duchu, lub wręcz obróci ich los ku dobremu, by mieli wrażenie, że to nawet lepiej, niż gdyby swoich nieszczęść nie mieli, bo nie doświadczyliby tych wspaniałości, jakich doświadczają.

Służby dla dzieci, świetlice środowiskowe, pomoc charytatywna, a także służby dla tych, których potrzeby duszy szczególnie wołają o pomoc. Swoją rolę widzę jako doradca dla ludzi, którzy będą takie służby rozwijać, szkoląc ich, jak rozmawiać o najgłębszych potrzebach, udając się do źródeł problemów egzystencjalnych, by sami też stanowili niezawodny wzór do naśladowania.

Moje odniesienie do Fundamentalnego Planu, czyli Osoby Chrystusa?

Słowa pochodzące z Biblii zawsze robiły na mnie wrażenie. Gdy byłam nastolatką, gdy rodzice prowadzili mnie do kościoła (mieszkaliśmy w południowo-wschodniej Polsce), pamiętam, że wkładałam spory wysiłek w to, by nie usłyszeć niczego z tego, co było mówione, by nie mieć wyrzutów sumienia. Starałam się zajmować myśli czym innym. Najważniejszy był dla mnie sport wyczynowy, bieganie, odnosiłam sukcesy, wielu patrzyło na mnie z podziwem, więc było do czego uciekać myślami.

Jednak zbyt beztrosko podchodziłam do życia. Stypendium sportowe, które miałam wydawać na właściwe odżywianie się, wydawałam na ładne ciuchy. Zrobiło się bardzo niebezpiecznie, wylądowałam w szpitalu z ostrą anemią, hemoglobina na krytycznym poziomie. O mało co nie pobiegłam na tamten świat.

Przerwa w sporcie zbiegła się z tym, że pewnego dnia, podczas wakacji, będąc w Koszalinie, siedziałam w kościelnej ławce. Mówca cytował słowa z Biblii, które znowu dotarły do mnie z całą mocą. Wezwanie Chrystusa było dla mnie całkowicie klarowne. On mówił do mnie. Zapragnęłam już nie uciekać i oddałam Jemu całe moje życie. Stał się dla mnie najważniejszy. Zaczęła się w moim życiu zupełnie inna przygoda, która trwa do dziś i nigdy się nie skończy. Wszystkie inne sprawy poszły w cień.

Parę lat później, znowu w Koszalinie, podczas młodzieżowego obozu, wyjątkowo dużo rozmawiałam z pewnym chłopakiem, który studiował w Warszawie. Gdy się żegnaliśmy, powiedział, że gdy będę przejeżdżała pociągiem przez Warszawę Centralną, on tam będzie i możemy sobie jeszcze porozmawiać. Wysiadłam. Ten chłopak studiował teologię, więc możecie sobie wyobrazić, o czym rozmawialiśmy. Ale ponieważ była to teologia protestancka, wkrótce zostałam jego żoną, żoną pastora.

Pewnego dnia, osiem lat później, zapytał, co bym powiedziała, gdybyśmy wyjechali do innego miasta, gdzie nie ma wspólnoty. Nie była to jednak ucieczka od powołania, wręcz przeciwnie, misja tworzenia nowej wspólnoty. Tak trafiliśmy do Bielska-Białej, gdzie zrządzeniem Najwyższego powstała Wspólnota Posłannictwo.

Od tamtego czasu udało się zebrać ogromny zasób doświadczeń, przez dziesiątki tysięcy godzin rozmów łączących przeżycia ludzi z bezcennymi zasadami kryjącymi się w Biblii – Bożym Słowie, które z jednej strony daje wykład anatomii duszy człowieka, jego potrzeb, z drugiej daje mądrość, jak potrzeby mogą być zaspokojone.

Program, nad którym obecnie pracujemy, otrzymał nazwę „Nie Jesteś Sam, dla tych, których potrzeby duszy szczególnie wołają o pomoc. Moją rolą jest doradzanie osobom, które ten program tworzą.

Moja młodość była zdefiniowana przez sport wyczynowy. Start z bloków na 400 metrów z finiszem na ogromnym głodzie tlenowym, to wielki wysiłek, ale jeszcze większa satysfakcja. Na sportowych zgrupowaniach miałam okazję spotykać Irenę Szewińską, która mi bardzo imponowała. Do dzisiaj biegam kilka razy w tygodniu. W zdrowym ciele zdrowy duch, ale przecież każdy wie, że ruch to o wiele za mało dla zdrowego ducha. Dlatego tym właśnie chcę się zajmować.

Dzięki temu, że artykułuję swoje marzenia, łatwiej mi do nich dążyć. Za każdym razem, gdy widzę ludzkie nieszczęście, nie muszę czuć się bezradna, lecz tym bardziej zmotywowana, by marzenia realizować. Jak na 400 metrów. Gdy widzę tych, którzy mieli mniej szczęścia w życiu, niech mnie z tym szczęściem dogonią!

Ewa Bednarczyk jest Konsultantem Pomnażania w Chrześcijańskim Ośrodku Edukacji i Kultury w Bielsku-Białej . Jest odpowiedzialna za spore środowisko liderek małych grup/kręgów forum, współtworzy i nadzoruje programy edukacyjne dla dzieci, młodzieży, małżeństw, rodziców i in. Umiejętności nabyte na szczeblach szkoleń CCC Intl, rozwijane przez lata, a przede wszystkim łaska Boża, pozwoliły na osiągnięcie niemałych rezultatów w pomnożeniu pokoleń doradców rozwoju. Razem z mężem, Grzegorzem założyli chrześcijańską Wspólnotę Posłannictwo w Bielsku-Białej. Mają dwóch synów i czworo wnucząt.

Jeszcze parę zdjęć do artykułu

Czy mówiłam już wam, co jest moim ulubionym zajęciem…

…i że jest nim przebywanie w gronie „bratnich dusz”…

…i obdarowywanie tym, co największego można dać…

…czy to w biegu…

…czy w skupieniu?

Jeszcze jedna bratnia dusza…

…tylko czasami przeraża mnie marzeniami…

…ale jakoś daję radę i wkrótce stają się naszymi wspólnymi marzeniami.