Mozaika Marzeń: Rafał Skurzok

Rafał Skurzok – Wisła

Za każdym razem, gdy przejeżdżam obok Galerii Sarni Stok w Bielsku-Białej, nie mogę nie spojrzeć na mur oporowy ze stalowych koszy wypełnionych kamieniami. To moje dzieło! Był czas, gdy to był mój cały świat. Dobrze związać każdy węzeł kosza, praca na akord. Umocnienia brzegów rzek, elementy architektoniczne…

Przyszedł jednak moment, gdy wszystko zaczęło się zmieniać. Nagle jakbym się obudził. Poparzyłem na moje miasto, Wisłę, i zacząłem marzyć, że się zmieni. Zachciało mi się uczyć, skończyć studia. Podejmowałem coraz to nowe wyzwania. Zostałem prezesem zarządu przedsiębiorstwa prowadzącego jeden z największych hoteli w Wiśle. Aż trafiłem do Rady Miasta i zostałem jej wiceprzewodniczącym.

Jednak widzę to tylko jako etap. Marzy mi się… sieć hoteli, w kilku największych miastach, ale nie przede wszystkim po to, by zarabiać pieniądze. Bardziej jako miejsca, w których będzie się działo coś ważnego, dla ludzi, może by ich od czegoś ratować, coś cennego zaszczepiać, a to ważne potrzebuje wsparcia i najlepszego miejsca.

Lubię zatrzymać wzrok na tych koszach kamieni. Do dzisiaj mnie ten widok cieszy i daje satysfakcję. To był dobry start do świata marzeń! Ale dlaczego mi się zachciało chcieć?

O marzeniach nieco szerzej

Gdy byłem dzieckiem, moje marzenia były bardzo proste. Mieć szczęśliwą rodzinę, żonę, dzieci. To chyba były moje jedyne marzenia. Pewnie dlatego, że w mojej rodzinie, w której dorastałem, wiele z tego brakowało.

Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy poznałem moją przyszłą żonę. Była szansa, że marzenia się spełnią. Jednak mieć marzenia to jedno, a wiedzieć jak je spełnić, to zupełnie coś innego. Powstały ogromne napięcia i poczucie bezsilności. Ból porażał.

Zastanawiałem się wtedy nad sensem życia. Czułem się jak istota, która rodzi się i umiera, mieszka, je, coś wypije… Co się dziwić samobójcom? Groziła mi depresja, chociaż wtedy to się tak nie nazywało. Kosze z kamieniami na akord były jedyną ucieczką.

Wiedziałem, że dla mojej dziewczyny coś jeszcze było ważne. Bóg i coś, co nazywała wspólnotą. Było na tym tle sporo napięć między nami. Agnieszka mówiła mi, że to jest rozwiązanie na nasze problemy, że warto poznać i zrozumieć. Podchodziłem do tego z wielkim dystansem, zanim poznałem, co jest istotą, Fundamentalny Plan, jak to nazywamy, i co trzeba zrobić, by go zastosować w życiu. Powoli zacząłem rozumieć, że Bóg nie zamierza nikogo ograbić, wręcz przeciwnie.

Przełomową decyzję podjąłem na skrzyżowaniu w Ustroniu, siedząc w czerwonym Golfie 2, po wielkich napięciach i kłótniach, po trzech paczkach papierosów…

Od tamtej chwili wszystko zaczęło się zmieniać. Zobaczyłem wartość, by się rozwijać, mieć wizję, walczyć o coś. Człowiek nabiera jakby wiatru w żagle.

Wkrótce moje obrazy z dzieciństwa spełniły się. Miałem wymarzony dom, małżeństwo. Ale przewrotność natury człowieka sprawia, że to, co najcenniejsze, może zbagatelizować i stracić. Prawie straciłem. Mogę powiedzieć z całą odpowiedzialnością, że tylko dzięki Bogu nasze małżeństwo zostało uratowane.

Wtedy też odkryłem, co mnie szczególnie porusza. Porusza mnie los ludzi, którzy mają poplątane życie, szczególnie w sferze małżeństwa. Tu jestem szczególnie wrażliwy, to mnie przytłacza, czasami ciarki przechodzą po plecach, gdy widzę, jak ludzie gmatwają sobie życie. Wtedy podejmuję inicjatywę i zawsze chciałbym więcej. Potrafię współczuć, bo moje małżeństwo też wisiało na włosku.

Najczęściej jest tak, że ludzie nie chcą pomocy, bo nie są świadomi, że już są na ścieżce do rozpadu. Łudzą się, że będzie dobrze. Ale patrząc z boku, widać, że jest źle. Często jest tak, że człowiek najpierw bagatelizuje, a potem przeskakuje do fazy, że już jest za późno. Warto próbować oświecić pomimo niechęci z drugiej strony.

Zawsze włączam w to Boga i to bez filozofowania, jako jednoznaczny system wartości, na którym można się oprzeć. A przede wszystkim obietnice Boga, jak On jest gotowy angażować się w nasze życie. Tak to widzę i wierzę w to, bo sam doświadczyłem skuteczności.

To mnie porusza i napędza, by okazać troskę innym. Jeden z moich obecnych najbliższych przyjaciół, gdy się poznaliśmy, zamierzał zrezygnować z małżeństwa i nie chciał o tym rozmawiać. Ja jednak wykonałem swoją robotę. Nawrzucałem mu trochę otrzeźwiających słów. Po sześciu miesiącach przyszedł do mnie. Okazało się, że byłem dla niego przykładem walki o małżeństwo i to powstrzymało go przed dalszymi krokami. Dzisiaj są tymi, którzy zostali uratowani.

Człowiek nie docenia tego, co ma i łatwo przychodzi mu to zaprzepaścić. Często nieświadomy, że już wszystko jest poplątane. Chciałbym uratować jak najwięcej ludzi.

Mój ulubiony sposób spędzania czasu? Nie jestem samotnikiem, łatwo nawiązuję kontakty i lubię spędzać czas z ludźmi, ale niekoniecznie siedząc. Najlepiej, gdy się dużo dzieje (na przykład nocne wypady z Kajetanem Kajetanowiczem, rajdowym mistrzem, z którym się dobrze znamy, przeważnie ekstremalne). Lubię pracować, zwłaszcza gdy praca się udaje. Lubię mieć wielki cel.

Gdy stanąłem przed wyzwaniem prowadzenia hotelu w Wiśle, zacząłem inaczej patrzyć na miasto, marząc o jego pozytywnych zmianach odnośnie architektury, planu zagospodarowania, infrastruktury. Szczególną okazją stało się wejście do grona radnych w Radzie Miasta.

Jedną z idei, jakie udało się nam w Radzie zrealizować, jest uszczelnienie dochodów miasta przez większą przychylność wobec przedsiębiorców, zamiast reżimu, czyniąc ich bardziej podmiotem pozyskiwania dochodów dla miasta.

Inną ideą, którą udaje się z powodzeniem realizować, jest wpływ na krajobraz i architekturę. Główną wytyczną jest powracanie do modernizmu dwudziestolecia międzywojennego, kiedy to powstały najbardziej charakterystyczne budowle Wisły. Podjęliśmy współpracę z Instytutem Geografii Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Wydziałem Architektury Politechniki Śląskiej. Korzystamy z doradztwa profesorów i angażujemy studentów. Mam przywilej być współtwórcą dokumentu „Wisła – 20 drogowskazów” dotyczącego rozwoju miasta w dziedzinie turystyki i zagospodarowania przestrzennego na lata 2017 – 2020.

Współpracujemy też z Wydziałem Geoinżynierii, Górnictwa i Geologii Politechniki Wrocławskiej w zakresie próbnych odwiertów w poszukiwaniu wód geotermalnych, leczniczych, o które pragnęlibyśmy wzbogacić Wisłę jako uzdrowisko.

Na charakter miasta mają też wpływ szczegóły. Ostatnio udało nam się odrestaurować przedwojenny fortepian marki Steinway & Sons, który cieszył odwiedzających Dom Zdrojowy przed wojną i po wojnie, pochodzący z 1924 roku, wymagający gruntownej renowacji. Wykonano ją w pełni profesjonalnie, wymieniając zużyte elementy na oryginały z firmy Steinway. Jako członkowie Komisji Finansów musieliśmy zdobyć na to niemałe środki, prawie 50 tysięcy. Teraz jakoś inaczej przechodzi się obok Domu Zdrojowego, wiedząc, że stoi tam coś najlepszego na świecie w swojej dziedzinie, nie mówiąc już o posłuchaniu muzyki.

Przemiana Wisły – to już się dzieje. Moje marzenia już są dużo dalej. Te marzenia to… sieć hoteli. Po co? Nie wystarczy jeden? W piękniejącej Wiśle? Gdy Ray Kroc, twórca sieci McDonald’s, był w wojsku, spotkał tam Walta Disneya. Walt zostawał w koszarach i rysował. Ray zaraził się od niego bakcylem marzeń.

Ja też mam swoje „koszary”, choćby grono przyjaciół ze wspólnoty. Tam jest wzorzec marzeń i wizji, dążenia do wielkich celów. Ray Kroc powiedział, że jak coś dojrzeje, to zgnije. Potrzebujemy zawsze uciekać do przodu z marzeniami. Ale Ray Kroc nie był pierwszy. Powiedział to wiele wieków wcześniej ktoś inny: „Ja nie sądzę o sobie samym, że już zdobyłem, ale to jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie…” (Św. Paweł, List do Filipian 3).

Coś dojrzewa, a jak dojrzeje, to zgnije. Ja nie chciałbym zgnić. Gdy nie ma celu, człowiek przestaje rosnąć. Im dalej sięga wizja, tym dalej dojdziemy. A życie bez celu to życie zmarnowane.

Więc jednak sieć hoteli, w kilku największych miastach w Polsce, i tak, by wspierały coś dobrego. Może uda się to połączyć z czymś, na co jestem najbardziej wrażliwy, by pomagać ludziom wychodzić z życiowych pułapek, unikać rozczarowania, jak mnie to się udało.

Jak jest wyraźny cel, to powoli znajdują się rozwiązania. Trzeba iść na nowe miejsca, pierwsze przymiarki już są. Trzeba myśleć w ten sposób, że to jest możliwe. Hilton nie miał pieniędzy na hotele, ale doszedł do wszystkiego przez dobre zarządzanie i dzierżawę. Podobnie sieć hoteli Diament. Więc potrzebuję dalej rozwijać się i podnosić kwalifikacje, może próbując sił w jakiś radach nadzorczych w branży hotelarskiej?!

A potem? Może mentoring młodszych, nauczanie młodzieży na jakimś wydziale hotelarstwa? Kurs pedagogiczny w razie czego zrobiłem. A gdyby trzeba było pokazać jak wiązać kosze, by umocnić brzegi rzek? Chętnie wskoczę na chwilę w robocze ubranie!

Rafał Skurzok, przedsiębiorca w branży hotelarskiej, od 2008-go roku prezes Zarządu Przedsiębiorstwa Kompol, 2008-2012 prezes Zarządu Wiślańskiej Organizacji Turystycznej, 2014-2018 wiceprzewodniczący Rady Miasta Wisła, obecnie przewodniczący Komisji Finansów Rady Miasta Wisła. Studia na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach, magisterium z zarządzania zespołami ludzkimi. Ma żonę i córkę.