Mozaika Marzeń: Robert Hałat

Robert Hałat – Katowice

•••

Pewnego dnia w 2012 roku, podczas miesięcznej wyprawy do Norwegii, idąc razem z kolegą wysoko w górach, zgubiliśmy szlak. Osunąłem się z półki skalnej i nie mieliśmy żadnych szans na zejście samemu.

Z telefonu kolegi połączyliśmy się z norweskimi służbami ratowniczymi, ale przez kilka godzin nie mogli nas zlokalizować.

Modliłem się. Włączyłem mój telefon, który miał 2% baterii, jakimś cudem bardzo szybko złapaliśmy namiar GPS…

… i przyleciał helikopter. Zobaczyliśmy ratownika na linie, uratował nam życie.

Parę takich helikopterów było w moim życiu. Co ten uratował?

Marzenia

Gdybym miał scharakteryzować swoje życie poprzez marzenia, to musiałbym powiedzieć o całym spektrum. I raczej nie zadowalałem się samymi marzeniami, lecz szybko przechodziłem do działania, by daną dziedzinę doskonalić.

Zaczęło się od sportu.

Tenis stołowy, lekkoatletyka – głównie bieganie, kolarstwo (na obóz wspólnotowy parę lat temu przyjechałem rowerem), dochodzenie do sportowej formy, zawody, medale.

Skoro było coś dla ciała, to musiało być i dla duszy. Fotografika…

… ale przede wszystkim muzyka. Będąc pod wrażeniem utworów w grze komputerowej Guitar Hero, zapragnąłem zostać instrumentalistą. Gitara klasyczna, elektryczna, bas – trzy lata intensywnej nauki i ćwiczeń, prywatna szkoła muzyczna…

Jednak ciało i dusza to za mało – musiało być coś dla intelektu. Przyszło zafascynowanie mechanizmami finansowymi, zaciekawienie, jak to działa. Co tu dużo mówić – chciałem szybko zarobić. W pierwszej mojej inwestycji wtopiłem, na innych się odrobiłem, ale generalnie, porównując poświęcony czas, nie było warto. Jednak to była dobra nauka.

I wreszcie eksplorowanie świata, podróżowanie. Liceum w Chorzowie, do którego uczęszczałem, przodowało w podróżach.

Pojechałem na 65-dniową wyprawę do Indii i w Himalaje. Świat to nie tylko piękne góry, ale i slumsy i góry śmieci. Później, już na własną rękę, Maroko, najwyższe szczyty Atlasu…

… dwie wyprawy rowerowe do Norwegii pod namiot (podczas jednej z nich przelot helikopterem ratunkowym) i wiele innych, szalonych wyjazdów.

A ostatnio, najbardziej z tych wszystkich fascynująca i satysfakcjonująca „wyprawa” – więź z najbliższą osobą, spełnienie pragnienia związku, wkrótce ślub. Wychodzi na to, że dobrze się dobraliśmy, bardzo cieszy nas ta relacja. Mamy wspólne marzenia.

Tak więc marzenia wielotorowe, skoordynowanie kilku jednocześnie, szybkie przejście do realizacji. To jest mi najbliższe.

Znalazło to odzwierciedlenie także w moim wykształceniu i pracy. Szukałem dziedziny, która pozwoliłaby mi połączyć pracę zawodową z innymi zainteresowaniami. Ukończyłem informatykę na UJ i zostałem DevOpsem. Moja praca polega na przygotowaniu i utrzymaniu infrastruktury dla innych zespołów programistów oraz automatyzacji wielu zadań.

Mimo, że dziedzina jest bardzo wymagająca, mam nadzieję z jednej strony być dobrym w tym, co robię i jednocześnie utrzymać równowagę z innymi dziedzinami życia.

Przeszkoda

Pomimo tego, dosyć mocno poukładanego życia, jest obszar, w którym czegoś brakuje i jest marzenie, by i tu rozwinąć się w stronę doskonałości.

Co to za dziedzina? To jest coś takiego, że wewnątrz jestem gadułą, ale napotykam na przeszkodę, jaką jest moja dysfunkcja mowy, popularnie zwana jąkaniem się. To jest przypadłość, która mnie ogranicza i mam marzenie, by coś z tym zrobić, obrócić ku dobremu.

Pewnego dnia na spotkaniu mojej małej grupy w chrześcijańskiej wspólnocie, w której jestem, zobaczyłem listę rzeczy, w które można się zaangażować. Moją uwagę przykuła pozycja „Platforma Marzeń” i pomyślałem: „To mój helikopter. Przyleciał po mnie. Chcę się zaangażować.”

Dlaczego tak zareagowałem? Jestem typowym członkiem zespołu, to znaczy, żebym poszedł na całego, musi być plan. A jeśli go nie ma, to trzeba włożyć trochę wysiłku, żeby go stworzyć.Musi być wiadomo, dokąd idziemy i w jaki sposób. Nie pasuję do tego, że zaczynamy, chociaż nie wiemy jeszcze, jak.

A tu wydało mi się, że jest plan, że ktoś wie, dokąd idziemy i w jaki sposób. Zobaczyłem swoją szansę. Wywiady, wychodzenie do ludzi. W środku jestem przecież gadułą. Chciałbym się rozwijać. Może to pchnie mój problem do przodu, zwiększy motywację?!

Przeszkoda trampoliną?

Więc długo nie kalkulując… Może właśnie dlatego wszechmocny Bóg dopuścił na mnie moją przypadłość, bym dostrzegł helikopter i znalazł dziedzinę, w której mógłbym być szczególnie przydatny?

Idzie to w parze z moją wrażliwością na los ludzi, którzy są bezradni wobec okoliczności w jakich się znaleźli, na które nie mieli wpływu. Brak sposobu na życie, bo ktoś jest biedny, nie ma smykałki, nie ma zdolności, nie jest w stanie sam nic zrobić i nie wie, jak uzyskać pomoc. Tkwi więc w swoich „slumsach”, doświadczając wielu krzywd i pogrąża się w złym kierunku.

Gdyby ktoś do niego zszedł, jak ratownik na linie. Może właśnie przez Platformę Marzeń uda mi się kogoś zachęcić, dać wzorzec, jak można marzyć i przekuwać marzenia w rzeczywistość? Może w połączeniu z jeszcze jakimiś innymi służbami dla ludzi? I w ten sposób coś, co jest trudne i wydaje się negatywne w moim życiu, zostałoby obrócone ku dobremu i pięknemu?

•••

Jednak, gdybym miał wskazać najważniejszy helikopter ratunkowy jaki pojawił się w moim życiu, to zdecydowanie wskazałbym na coś jeszcze innego, związanego z… Osobą Jezusa Chrystusa.

Jak ten helikopter do mnie przyleciał? Pewnego razu napisał do mnie kolega z biznesu on-line i zaprosił na swój ślub. Bardzo chciałem pojechać nie sam, ale z kimś. Moja siostra skontaktowała mnie z pewną dziewczyną, a ta zaprosiła mnie na spotkanie wspólnotowe we Wspólnocie Posłannictwo.

Tak pojawiłem się na spotkaniu wspólnoty. Tam doznałem przyjemnego odczucia alternatywy dla wyścigu szczurów – ludzi, którym ciągle mało – w którym tkwiłem. Gonimy za czymś, spalamy się, ale ile jest w tym wartości? Poznałem ludzi, którzy stawiali akcent nieco inaczej. Poznałem Fundamentalny Plan, który złożył mi to wszystko w całość.

I tak oto materia przestała być głównym motorem, a to miejsce zajęło coś innego – powiedziałbym, że obietnice Boga, którym można zaufać, zawarte w – jak by nie było, bestsellerze wszechczasów – Biblii. I zobaczyłem, że jest to coś, czego do tej pory nie doceniałem, ulegając stereotypom.

Obietnice

Gdybym miał wskazać obietnicę Boga, która stała się mi najbliższa, byłaby to ta: „Bóg z tymi, którzy Go kochają, współdziała we wszystkim dla ich dobra” (List do Rzymian 8).

Właśnie czegoś takiego doświadczyłem, jak zaufanie obietnicom Boga może wpłynąć na życie. Rzeczy, które wydawały się złe, negatywne, zmienione w coś dobrego, do tego stopnia, że jest lepiej, niż gdyby tych trudności nie było. Ufam, że tak będzie też z moją przypadłością, dysfunkcją mowy, że zostanie obrócona w coś dobrego i pięknego, w spełnienie największych marzeń. I wszystko inne, co wydaje się negatywne.

Doświadczyłem tego choćby w dziedzinie pracy zawodowej. Po studiach, wiadomo, początki są najtrudniejsze. Wysłałem wiele CV, a przyjęli mnie do firmy, która mi się najbardziej podobała. Firma z główną siedzibą w Dolinie Krzemowej. Trafiłem do zespołu, który tworzyli ludzie w Stanach Zjednoczonych, Polsce i Indiach.

Praca w biurze w Krakowie z widokiem na błonia, koledzy z różnych zakątków świata …

… i dwumiesięczna podróż służbowa do części swojego zespołu nieopodal Milwaukee. Miałem możliwość pracy w niezwykłym miejscu i w niezwykłym zespole, gdzie otrzymywałem konkretne wyzwania, tak jak lubię. A po ośmiu godzinach wynocha do domu. Nie mogłem sobie wymarzyć lepszej pracy.

Ale przyszła pandemia i okoliczności się zmieniły. Postanowiłem wrócić na Śląsk. Jednak wkrótce zobaczyłem, jak utrata pracy zmienia się w zysk. Mogłem teraz dogonić parę rzeczy w innych dziedzinach, zanim poszukam nowej pracy. Otrzymałem już kilka propozycji, ale nie spieszę się. Są inne ważne dziedziny – budowanie relacji z najbliższą osobą, przygotowanie ślubu. Także czas na rozwinięcie paru przyjaźni, porządkowanie dziesiątków tysięcy zdjęć z wielu wypraw, zrobienie z nich użytku, jeszcze parę wypraw, tym razem z moją narzeczoną. I wreszcie podróż przez Biblię. Jest po prostu genialna i zasługuje na przestudiowanie. Mam zaległości w lekturze, nie przeczytałem jeszcze Władcy Pierścieni, ale wybacz Tolkien, musisz poczekać w kolejce.

Tak oto utrata pracy zmieniła się w zysk. Dała możliwość złapania równowagi przed kolejnym etapem życia. Obietnica spełniona!

Gdybym więc nie powiedział tego, co powiem w następnym zdaniu, nie byłbym rzetelny i w zgodzie z faktami: Bóg ułożył mi wiele rzeczy, pomógł w równowadze. Pójście za pewnymi wzorami, danie się do nich poprowadzić, do wzorców, które dają pełnię. Choćby podejście do pieniędzy. Przestały być one celem, a stały się narzędziem. Także inne rzeczy, z którymi nie mogłem sobie wcześniej poradzić. Gdy własne możliwości i wysiłek nie wystarczył, czasami trzeba było przestać walczyć o własnych siłach, powiedzieć sobie „moje własne możliwości się skończyły” i zobaczyć, że własne możliwości, to nie wszystko. Że można zaufać i doświadczyć innego jeszcze rodzaju zwycięstwa – nad samym sobą. Myślę, że to razem daje pełnię.

To najważniejszy helikopter.

Robert Hałat, DevOps Engineer, studiował informatykę na Uniwersytecie Jagiellońskim.