Mozaika Marzeń: Marcin Kowalik

Marcin Kowalik – Kraków

Siedzę na wysokim stołku z ołówkiem w ręku i szoruję kolejną kreskę na blejtramie, który stoi przede mną. W mojej wyobraźni to już przestrzeń trójwymiarowa, wyłania się struktura, kolejne wysublimowane kolory. 100%  k o n c e n t r a c j i  na stawianiu nowego obrazu!

Ale jednocześnie z tyłu głowy wiem, że za parę godzin, tu, w mojej pracowni w opuszczonych Zakładach Tytoniowych przy Dolnych Młynów 10 w Krakowie, rozdzwonią się telefony i skrzyżuje się szmer rozmów jak w openspejsowym biurze. Potrzebny będzie zupełnie inny rodzaj  k o n c e n t r a c j i !

• • •

Gdybym miał odpowiedzieć na pytanie, co mi się w życiu udało, to z pewnością najpierw to, że nie umiem odpowiedzieć na pytanie stawiane na Platformie Marzeń „co byś robił, gdybyś nie robił tego, co robisz”. Wszystko, co chciałbym robić, to robię! Udało się połączyć marzenia, które wydawały się wcześniej nie do pogodzenia.

Pierwszym z nich jest…

Malowanie

Odkąd pamiętam, to było marzenie. Liceum Plastyczne w Zamościu (pochodzę ze Szczebrzeszyna), Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie, potem doktorat i habilitacja. Dzisiaj mogę nie tylko malować, ale też delektować się rozmowami ze studentami, będąc profesorem w jednej z pracowni malarstwa.

Fascynujący jest sam proces twórczy. To nie realizacja z góry założonego planu. Raczej przyglądanie się, jak wszystko działa, poszukiwanie tego, co istotne, potrzebna jest cierpliwość, odkrywanie, dlaczego nie wychodzi, próbowanie… W ten sposób powstają rzeczy nowe, fascynujące, które, przy bardziej sztywnym podejściu łatwo byłoby pominąć. Obraz końcowy bardzo różni się od początkowych wyobrażeń.

Fascynująca jest też wielka różnorodność i indywidualność predyspozycji studentów. Dlatego nie tyle ich nauczam, co siedzimy sobie i rozmawiamy, razem poszukujemy. Bardzo satysfakcjonujące!

Jednak drugim marzeniem, tym, które wydawało się na początku nie do pogodzenia, jest…

Misja

Misja społeczna, czyli zamiłowanie do niesienia pomocy drugiemu człowiekowi. To jest coś, co mnie szczególnie porusza: bycie Doktorem Judymem, pomoc drugiemu człowiekowi w potrzebie.

Zawsze miałem to silne poczucie misji, jednakże nie mogłem pogodzić bardzo aktywnej pracy artystycznej z działaniami charytatywnymi czy prospołecznymi. Do czasu, gdy zwróciła moją uwagę… szczególna sytuacja dzieci w szpitalach. Dzieci w szpitalu mają wielką potrzebę, by ktoś zwrócił na nie uwagę, poświęcił czas. Nie zastąpi tego zabawa, dobrobyt, dawanie rzeczy. Personel cierpi na pewne schorzenie – jest jak na wojnie, na froncie, walczy o fizyczne zdrowie dzieci. Nie jest w stanie dać dzieciom czas. Nie może być inaczej.

Zawsze chciałem malować po coś i tu nagle zobaczyłem niszę, akurat dla mnie. Dać dzieciom w szpitalach czas pełny twórczej uwagi! One potrzebują motywacji, brak im pewności siebie. Mogę im to dać, spędzając z nimi czas w odpowiedni sposób. Nikt tego dotychczas nie robił w ten sposób…

Tak zrodziła się idea „obrazu w pigułce”. Zaczyna się od warsztatów w jakimś szpitalnym oddziale. Spędzamy z dziećmi czas, gdy one wykonują prace z plasteliny, na zadany temat. Uczą się tworzyć własną wypowiedź plastyczną na bazie prostego motywu.

Następnie wkraczają wolontariusze, którzy opracowują te prace, nadając im postać obrazu, a my dalej wykańczamy go profesjonalnie i wieszamy uroczyście w szpitalu wraz z niezwykłą historią jego powstania. Okazuje się, że do procesu twórczego można zaprosić wielu ludzi, im więcej, tym większa dla wszystkich satysfakcja.

Jeżeli damy dzieciom czas pełny twórczej uwagi, wtedy czują się ważne i to ich niezwykle motywuje. Gdy dziecko widzi, że to, co wyrazi, jest dla kogoś ważne, że dorośli wezmą to i będą na tym dalej pracowali, włożą w to swoje zaangażowanie, a efekt zawiśnie w szpitalu, czuje się niezwykle docenione. Pojawia się motywacja i większa pewność siebie.

I tak oto na oddziale onkologicznym, dzieci, po chemii, zaczynają się uśmiechać, albo chore na nerki, z perspektywą dializy przez całe życie, choroby serca, psychiatryczne, odwracają uwagę od swojego losu, szpital przestaje być przykrym miejscem przeznaczenia. Wiedzą, że teraz dorośli wezmą ich prace i włożą zaangażowanie. I niezwykły rezultat zawiśnie na ścianie. Czują się ważne i docenione. Wtedy każde słowo, które do nich powiem, staje się dla nich istotne.

A wolontariusze? Ludzie nie mają okazji pomagać i boją się pomagać. My pokazujemy, że można przyjść i coś konkretnego zrobić. Gdy ludzie są zaproszeni do procesu twórczego, mocno to przeżywają. Na przykład z różnych firm, korporacji. Czasami nie jest łatwo, bywa to wyczerpujące, przebywać z chorymi dziećmi, ale na końcu jest zawsze wielka satysfakcja. Rodzą się nowe pomysły, indywidualne i zespołowe. Można górnolotnie powiedzieć, że udaje się przydać romantyzmu korporacji. Nie wiem, kto komu bardziej pomaga!

Tak powstała idea fundacji „Obraz w pigułce”. To jest ten drugi rodzaj koncentracji, którego na co dzień potrzebuję, gdy załatwiam wiele rzeczy, rozmawiam z ludźmi, pozyskuję dotacje, promocja, media, razem z gronem współpracowników, czasami w garniturze, czasami na luzie – w obu sytuacjach czuję się dobrze, gdy jest okazja zapromować ideę.

Ruch

Co się marzy dalej? Ruch! Stworzenie społecznego ruchu.

Skoro idea tak dobrze się sprawdza. Przy jednym obrazie potrafi pracować i 200 osób, każdy maluje troszeczkę. To sporo ludzi. 1300 osób na Facebooku, ale grupa jest znacznie większa. Jeździmy po Polsce, działamy w różnych firmach. Z danej firmy przychodzi przeważnie ze 30 osób, ale na piknikach bywa i trzy tysiące.

Marzy się więc  s k a l o w a n i e . Przerobiliśmy model działania, następnym krokiem może być sieć, na Polskę, na regiony. Nie znam się na tym, ale to jest ważny cel. Inne miasta, gdzie są największe szpitale: Warszawa, Gdańsk, Poznań, Wrocław… Dotrzeć z ideą do ludzi, którzy mają największy wpływ. A potem mniejsze miasta. I ustabilizowanie. Bo wszędzie tam są dzieci wyrwane z normalnego życia, oddzielone od bliskich. Jestem podekscytowany, co może z tego wyjść.

A może jeszcze szerzej? W zeszłym roku pojawiła się idea pomocy dzieciom na Madagaskarze. Dzieci na Madagaskarze zrobiły dla nas prace, dostaliśmy zdjęcia i na ich podstawie wykonaliśmy obrazy. Zostały one sprzedane na aukcji z udziałem wielu osobistości. Dochód został w całości przeznaczony na budowę żłobka na Madagaskarze.

Wszystko to trzeba sobie w głowie poukładać. A najlepszą do tego sytuacją jest znowu własne…

Malowanie

Potrzebuję tej odskoczni – powracania do autonomicznego malowania. Jest to zupełnie inny rodzaj koncentracji i 100% oczyszczenia. Gdy dążę do tego, by stale się rozwijać, przez ciągle powracający kryzys, który jest stanem oczekiwanym, jego rezultatem  jest ścieżka ciągle do góry. Każdy kryzys daje nowe wartościowanie i w końcu wzmocnienie. Stabilizuje się kolejny element wyobraźni, warsztatu. Robi się z tego bardzo spójny proces.

To próba przetworzenia zaobserwowanej rzeczywistości przy pomocy spójnych, charakterystycznych środków, przeważnie geometrycznych, przestrzennych kształtów i gry kolorów, raczej wyakcentowanych, jaskrawych,

W ten sposób chcę opowiedzieć o człowieku, o tym, co dzieje się w jego świadomości, jak to sobie wyobrażam, gdy jest zajęty tym, co robi, jego odniesienie do dzieła, które wykonuje. Próba wyrażenia tego w sposób możliwie lekki, przy pomocy najmniejszych koniecznych symbolicznych środków, by pozostawić odbiorcy przyjemność odkrywania, dając okazję do nieskończonej interpretacji, której początkiem jest zawsze tytuł obrazu, przeważnie jedno słowo.

Wnioski

Dlaczego nie mam problemu z tym, że marzenia nie wychodzą i nie cierpię z powodu rozdarcia między tym, co bym chciał, a co robię? Myślę, że…

Po pierwsze, dlatego, że praca pokrywa się z pasją. Zabrało to trochę czasu i poszukiwań, by się do tego zbliżyć i wreszcie osiągnąć. Teraz praca jest pasją, a pasja pracą. W tym odpoczywam, lubię posiedzieć w pracowni, lubię zajmować się tym, czym się zajmuję.

Po drugie, podejście do planowania. Mam cel ogólny, dwu-składowy: malować i dawać dzieciom czas pełen twórczej uwagi. Ale celowo nie chcę ustalać bardziej szczegółowo, co ma być w przyszłości, z jednego konkretnego powodu: z dnia na dzień powstają wielkie rzeczy, o których wcześniej nie pomyślałem. Gdybym trzymał się kurczowo zbyt szczegółowych planów, nie byłoby takiego nastawienia na to, co przyniesie kolejny dzień i nie byłoby takich rezultatów. Z kolei, ustalenie ogólnego celu ukierunkowuje i pokazuje, czym się nie zajmować. Raczej nic spoza celu. To prowadzi do satysfakcji.

Po trzecie, podejście do niepowodzeń. Co chwila jest jakaś przeszkoda, ale wtedy dociekam przyczyn i dopinam, staram się zrobić lepiej. Bez tego nie byłoby rozwoju. Nie zrażam się, gdy ktoś odmówi, gdy zapraszam do działania dla fundacji. Projekt nie wyjdzie bez sponsorów, ale nic samo nie przychodzi, trzeba się sprawdzić. Bardzo przydatną jest dla mnie definicja szaleństwa według Einsteina: robić ciągle to samo, spodziewając się innych rezultatów. Gdy coś nie działa, trzeba to zmienić, zamiast kurczowo trzymać się, bo w to dużo włożyliśmy.

Moje odniesienie do Fundamentalnego Planu, czyli do tego, co w chrześcijaństwie jest konstytutywne i unikalne? Wyrażę to jednym zdaniem: „Miłuj bliźniego jak siebie samego.” Niesienie pomocy drugiemu człowiekowi w harmonii z troską o siebie. Znalazłem na to sposób. Inne poglądy dojrzewają, ewoluują, rewiduję je.

Oto moja historia! Może odnajdziecie w niej cząstkę swoich marzeń?! Trzeba usiąść przed białą kartką, jak przed blejtramem, wziąć ołówek i naszkicować pierwszą kreskę. Może też dla tych, których cierpienie jest szczególnie poruszające – dzieci w szpitalach?

Może spotkamy się przy jednym z „obrazów w pigułce”, razem sprawimy, że cierpienie zejdzie na dalszy plan? A przy okazji przydamy trochę romantyzmu… czymkolwiek się zajmujecie!

Marcin Kowalik, artysta malarz, jest absolwentem Wydziału Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, gdzie później uzyskał stopień doktora, a następnie doktora habilitowanego. Jest obecnie profesorem w jednej z pracowni malarstwa. Prezes Fundacji „Obraz w pigułce” zajmującej się tworzeniem unikalnych obrazów dla dziecięcych oddziałów szpitalnych, będących rezultatem współpracy dzieci, wolontariuszy oraz artystów. Mieszka i tworzy w Krakowie.