Marek Siek – Nowy Jork
Nie wiem, jak wy reagujecie na wiadomości, które wydają się pogrzebaniem marzeń…
Znajdowałem się właśnie w Erewaniu w Armenii, na Kaukazie, gdy otrzymałem wiadomość. Aplikowałem wtedy na staż do Kongresu Stanów Zjednoczonych, gdzie zostałem wstępnie zaakceptowany. Ogromny wysiłek skierowany przez wiele lat na wymarzoną pracę w Kongresie wydawał się bardziej realny niż kiedykolwiek wcześniej…
Niestety euforia opadła wraz z informacją, że na staż dostał się ktoś inny, posługujący się… językiem czeskim, który w ostatniej chwili okazał się konieczny do objęcia stanowiska. Gdybym wiedział, że będzie potrzebny język czeski…
Nadszedł moment zwątpienia! Potrzebowałem trochę czasu, by powróciła nadzieja: „Trudno! Jeszcze nie tym razem. Widocznie tak musiało być.”
Jak to się zaczęło?
Już od wczesnej młodości miałem marzenie, by poznać, jak funkcjonuje świat stosunków międzynarodowych, zawiłe konflikty regionalne, wielkie organizacje, ONZ… Pochodzę z małej miejscowości niedaleko Rzeszowa, gdzie w promieniu nieco ponad 200 kilometrów styka się siedem państw. Magiczne słowo „międzynarodowy” wywoływało zawsze dreszcz emocji. Znaleźć się wśród tych spraw, nie tylko je rozumieć, ale się nimi zajmować, to było marznie!
Gdy przyszedł czas na studia, wybór był dość oczywisty. Trzymałem w ręku indeks Uniwersytetu Rzeszowskiego z wpisem „Politologia” – dziedzina nauk kładąca szczególny nacisk na stosunki międzynarodowe.
8 lat później
Niecałe osiem lat później patrzyłem na inny „indeks”, który trzymałem w ręce – identyfikator ONZ z moim imieniem, nazwiskiem i tytułem doradcy w Stałym Przedstawicielstwie RP przy ONZ w Nowym Jorku.
W trakcie tej wspaniałej przygody z ONZ miałem okazję asystować przedstawicielom Misji w rozmaitych wydarzeniach, czy też reprezentować Polskę na spotkaniach i konferencjach, pomagać w przygotowaniu wizyt przedstawicieli polskich władz, jak i zakończonym sukcesem staraniom Polski o tymczasowe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa na kadencję 2018-2019.
Przygotowywałem raporty dla Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Warszawie, moja codzienna praca obejmowała też regularne kontakty z przedstawicielami innych państw członkowskich ONZ oraz z Sekretariatem Organizacji. Polityczny wielki świat. Marzenia się spełniły!
Doskonalenie marzeń
Jednocześnie zaczęła następować we mnie znacząca, acz nieoczekiwana przemiana. Gdy poznałem ONZ od środka, wszechobecną biurokrację, zrozumiałem ze moje miejsce jest gdzieś zupełnie indziej, bliżej człowieka.
Przyszła myśl, by wyjść z tego budynku i pójść dalej. Tak odkryłem ideę pracy na rzecz państw rozwijających się, która stała się moją nową pasją.
W trakcie pracy w Polskiej Misji przy ONZ, natrafiłem na bardzo ciekawe propozycje pracy w dalekiej Indonezji, w roli Menadżera Rozwoju Biznesowego i Marketingu dla tamtejszego Ministerstwa Rolnictwa i Turystyki. Współpracując z innymi młodymi profesjonalistami z całego świata w rejonie Bandung, na Jawie Zachodniej, podjęliśmy misję rozwoju lokalnej turystyki i budowania wspólnoty opartej na świadomości regionalnej. Moja praca polegała na analizie lokalnego potencjału i kreowaniu długoterminowego biznesplanu, co wiązało się z wieloma wyrzeczeniami. Większość czasu spędzaliśmy w wioskach położonych wysoko w górach, niejednokrotnie w ciężkich warunkach.
Najpierw totalne zaskoczenie, szok kulturowy – obywatel zachodniej cywilizacji nie jest psychicznie przygotowany na taką ilość ludzi. Dżakarta, stolica, bogactwo przemieszane ze skrajną nędzą. A gdzieś dalej rejony, gdzie nikt nigdy nie widział białego człowieka.
My tutaj, w Ameryce Północnej czy Europie, często nie doceniamy tego, co mamy. Warto wyjechać z Nowego Jorku, od jego chciejstwa …
… do miejsc, gdzie ludzie mają krańcowo mniej, ale są jednocześnie bardziej szczęśliwi, choć nieraz ich dzieci muszą pokonywać wiele kilometrów pieszo… dżungla… by dotrzeć do szkoły.
Moją ideą jest przyciągnięcie turystów, którzy znają Bali, ale nigdy nie słyszeli o takich miejscach jak Jelakong, Tebing Keraton czy Tahura. To szansa dla tamtych ludzi. Dzielę się z nimi swoją wiedzą, sekretami ekonomii. W przyszłości zamierzam tam powrócić.
Wyostrzanie wizji
Później nastąpiło dalsze wyostrzenie wizji. Tym razem udałem się na Kaukaz, do Armenii, by poznać i zrozumieć problemy regionu przez bezpośredni kontakt ze stronami konfliktów, zapoznając się wcześniej z trudną historią. To, co mnie najbardziej poruszyło, to szczególny drenaż mózgów, ponieważ z tych rejonów 50% młodych, często wykształconych ludzi wyjeżdża zagranicę. Zapragnąłem, by uwierzyli w swoje możliwości i by pomóc im rozwinąć potencjał w kraju. Zapragnąłem dzielić się z nimi swoją wiedzą.
Podjąłem współpracę w ramach AIESEC z Kompleksem Edukacyjnym Mkhitar Sebastatsi w Erewaniu, angażując się w roli trenera edukującego młodych ludzi w zakresie przyszłych studiów i rozwoju. Badałem potencjał tamtejszego systemu edukacyjnego i rynku pracy, zyskałem wiedzę na temat armeńskiej ekonomii i głównych problemów, z jakimi styka się młodzież na Kaukazie.
Praca ta umocniła we mnie przekonanie o potrzebie dzielenia się swoim coraz bogatszym doświadczeniem z innymi, szczególnie z młodzieżą, która może osiągnąć jeszcze tak wiele. Dlatego zapragnąłem cały swój wysiłek skupić na doradztwie zawodowym i pracy na rzeczy młodzieży w państwach rozwijających się.
Pomaganie młodym ludziom w podejmowaniu trudnych decyzji dotyczących ich przyszłości to wyzwanie, ale też olbrzymia szansa. Najbardziej właściwym do tego miejscem, według moich obecnych wyobrażeń, będzie uczelnia, uniwersytet, być może NGOs. Bycie nauczycielem akademickim, trenerem, pomagającym tym, którzy będą mieli może jeszcze więcej entuzjazmu, niż ja, by się nie rozczarowali, by ich pełny potencjał został przez nich wykorzystany.
Wracam więc do korzeni i staram się kształcić siebie, aby jak najlepiej tą rolę w przyszłości spełniać. Potrzebuję najpierw sam znać prawdę, by podać ją innym, prawdę praktyczną, przydatną. Dlatego staram się zdobyć jak najwięcej cennych doświadczeń, bym mógł w jak największym stopniu być pomocny. Z własnego doświadczenia mogę sięgnąć pamięcią do profesorów, którzy naprawdę inspirowali, a nie dawali porady typu „rób to, bo to daje pieniądze”. Uważam, że wszystko jest w stanie zapewnić nam potrzebne do życia środki, jeżeli robimy to z pasją, dlatego pieniądze nie mogą być motywem samym w sobie. Takie uprzedmiotowienie, sprowadzanie życia do jednego mianownika może być bardzo demotywujące, a często zabija prawdziwą pasję. Chciałbym naprawdę wiedzieć, co powiedzieć młodym ludziom, studentom, którzy kiedyś do mnie trafią.
To jest też powód, dla którego chciałbym w dalszym ciągu odbyć staż w Kongresie Stanów Zjednoczonych. To jeszcze jedna wielka instytucja, odpowiedzialna za globalny porządek. Kiedyś, gdy pisałem prace na temat polityki zagranicznej Regana, Busha czy Clintona, miały one zaspokoić moją wyobraźnię. Dziś moje oczekiwania są zupełnie odmienne. Pragnę zdobyć cenne doświadczenie, które przekażę studentom.
Minęło kilka lat od momentu, gdy aplikowałem i zostałem wstępnie przyjęty, ale nie osiągnąłem zamierzonego celu. Niby porażka, ale czy aby na pewno? A może wręcz przeciwnie? Jak powinienem patrzeć na tą odmowę? Czy to pogrzebanie marzeń? A może ważny drogowskaz?
Droga do marzeń
Wróćmy jednak do początku. Jak to wszystko stało się możliwe?
Zaczęło się od wielkiej przeszkody. Jestem dyslektykiem, o czym otwarcie mówię, by dać nadzieję innym, którzy borykają się z podobnymi problemami. Dlatego też, będąc dzieckiem, trudno mi było uwierzyć w swoje możliwości, mając na uwadze niezliczoną ilość błędów ortograficznych, jakie robiłem. Jednak pomimo przeciwności nie przestawałem ciężko pracować. Determinacja pomagała przezwyciężyć przeciwności losu. Marzyłem o naukach politycznych, by studiować zagranicą. Pasjonowała mnie dyplomacja, marzyłem o ONZ. Marzenia niezwykle odległe, zważywszy na wspomniane ograniczenia. Jednak nigdy nie przestałem wierzyć, że ciężką pracą można osiągnąć bardzo wiele.
Gdy studia na Uniwersytecie Rzeszowskim dobiegały końca, rzuciłem się do ciężkiej pracy: projekty, staże, szkolenia, kolejne studia. Tu muszę złożyć hołd moim rodzicom, że tak ciężko pracowali, by to wszystko było możliwe.
Studia podyplomowe „Mechanizmy funkcjonowania strefy Euro”, licencjat na Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie z Międzynarodowych Stosunków Polityczno-Gospodarczych. Liczne certyfikaty: Microsoft, szkolenia w ramach Akademii Liderów „Windsor”, granty. To wszystko pozwoliło mi zyskać cenną wiedzę na temat międzynarodowej ekonomii i narzędzi kierowania rynkami. Moją specjalnością były relacje polsko-amerykańskie i stosunki transatlantyckie.
Następnie roczne przygotowanie w Europejskiej Akademii Dyplomacji, gdzie specjalizowałem się w Organizacjach Międzynarodowych. Potem praca nad językiem angielskim w Bergen Community College w New Jersey na kierunku „Język angielski i polityka w Stanach Zjednoczonych”.
I wreszcie pierwszy poważny staż w Nowym Jorku, w Polskim Konsulacie Generalnym, jako Doradca ds. Rynku i Inwestycji w Wydziale Handlu RP z Zagranicą.
Ciężka praca, wyczerpujące studia językowe, staże… marzenia zaczęły się realizować. Zacząłem wierzyć, że droga, którą sobie wymarzyłem, jest możliwa.
Potem jeszcze powrót na parę miesięcy do Europy, do Brukseli, staż w Parlamencie Europejskim w biurze europoseł Elżbiety Łukacijewskiej, w Komitecie Środowiska i Transportu oraz w komitecie na rzecz Partnerstwa Transatlantyckiego ds. Handlu i Inwestycji. Dzięki temu doświadczeniu mogłem po raz pierwszy naprawdę poczuć puls europejskiej polityki.
I wreszcie to, o czym szczególnie marzyłem – ONZ!
Poznałem od środka największe polityczne instytucje, choć pozostała jeszcze jedna – Kongres Stanów Zjednoczonych.
Więc znowu ciężka praca. Zamiast wylegiwać się na plaży, przyszły cenne stypendia, które miały mnie przybliżyć do obranego celu, takie jak Letnia Szkoła Globalnej Przedsiębiorczości w Monterrey, w Meksyku, a po niej szereg innych, w Wiedniu podczas studiów z zakresu Alternatywnych Systemów Ekonomicznych i Monetarnych. Po czym powróciłem do New Jersey na Bergen College, by wziąć udział w programie „Lokalny Rząd i Polityka Społeczna”.
Następnie Uniwersytet Korwina w Budapeszcie, a w nim Letnia Szkoła Współpracy Wyszehradzkiej oraz udział w światowych forach w Alpbach (Austria) i ASEAN (Belgia).
Przeszkody mogą być atutem
Jak to wszystko stało się możliwe? Myślę, że dysleksja zbudowała we mnie umiejętności pokonywania trudności, jakich w innej sytuacji bym nie posiadał. Słabość stała się siłą. To bym poradził każdemu: twoją słabość uczyń siłą.
Teraz jeszcze jedne pełne studia, na City University of New York, w zakresie Międzynarodowych Stosunków Politycznych i Gospodarczych, gdzie jestem aktywnie zaangażowany w działalność organizacji studenckich, po czym przyjdzie czas na nowe wyzwania i, mam nadzieję, dalszą realizację marzeń.
Co więc z tym stażem w Kongresie? Gdy dowiedziałem się, że na razie nic z tego, był, jak pisałem, moment zwątpienia. Ale później przyszła refleksja, że widocznie nie byłem jeszcze gotowy. Być może to miało sens, że mi odmówiono. Patrząc z szerszej perspektywy, potrzebowałem chyba więcej obycia ze światem wielkiej polityki. Nie warto rosnąć za szybko, za cenę jakości. Dzięki temu przyszłe doświadczenie wykorzystam w jeszcze lepszym stopniu. Skoro mam stać się zachętą dla młodszych. To nawet lepiej, że doświadczyłem trudności.
W poszukiwaniu pełni
Nie powiedziałem jeszcze o moim ulubionym sposobie spędzania czasu, ale pewnie się domyślacie. Podróże, ale zawsze połączone z jakąś pracą, zaangażowaniem. Podróże zawodowe, jako okazja do poznawania kultur, obyczajów, a przede wszystkim ludzi.
Odwiedziłem ponad 40 państw. Wszędzie tam poznaję ludzi, powstają więzi, niekiedy bardzo silnie, bo podczas wypełniania jakiejś misji.
Gdy zakończyła się moja przygoda z ONZ, zacząłem poznawać nowy wspaniały świat ludzi z organizacji pomocowych. To niezwykłe więzi. Taką więź miałem z jedną z ofiar niedawnej katastrofy boeinga w Indonezji, zaangażowaną w implementację celów zrównoważonego rozwoju ONZ. Zginęła podczas wypełniania swej misji. Bardzo poruszające.
Co bym robił, gdybym nie robił tego, co robię? Hm… pewnie bym uprawiał… triatlon. Trenowałem te trzy dyscypliny osobno – bieg, rower, pływanie, do dzisiaj pomagają mi utrzymać formę, gdziekolwiek jestem. Gdyby znalazł mnie jakiś trener i odpowiednio poprowadził, może bym dzisiaj był w zupełnie innym miejscu?
To właśnie mnie szczególnie porusza. Jak ważne jest, kogo spotkasz, a kto spotka ciebie. Pracować z młodymi ludźmi, pomóc im złapać najlepszy kierunek, umożliwić rozwój. Czasami decydujące będzie jedno zdanie, które usłyszą, poparte przykładem życia. Albo inny rodzaj pomocy, jaki do nich dotrze. Bardzo podoba mi się to, co robi Melinda Gates, przeznaczając swój majątek, by pomagać dzieciom. To właśnie ta pomoc ma największy sens ponieważ są one w stanie wypracować lepszą przyszłość dla swoich narodów. Gdy spotkamy odpowiednich ludzi na swej drodze w młodości, nasz los może nabrać zupełnie nowego sensu.
A moje odniesienie do Fundamentalnego Planu, czyli tego, co w chrześcijaństwie jest konstytutywne i unikalne?
Może dla innych moje życie wygląda interesująco, bo spełniły się wielkie marzenia, ale dla mnie tak nie jest. Czegoś brakuje. Rozwiązania upatruję w duchowości. Duchowość jest istotna, bo daje poczucie równowagi, poczucie sensu, bezpieczeństwa. Dlatego szczególnie szanuję ludzi, którzy tej równowagi doświadczają. Ja osobiście, od osoby bardzo wierzącej, oddaliłem się od sfery duchowej, pozbawiłem się znajomych, którzy mnie w tym podtrzymywali. Przechodziłem różne okresy, w zeszłym roku miałem największy kryzys. Szukałem czegoś, co pomoże przejść trudny czas, eksperymentowałem, by być szczęśliwym. W Indonezji warunki były ciężkie, ale w nich najlepiej odnajdywałem się duchowo. Coś, jak ksiądz na misjach, z naciskiem na misje – tak to sobie tłumaczę.
Podczas rozmowy o artykule na Platformę Marzeń pan Grzegorz wytrwale wiązał doświadczenie pełni życia z Fundamentalnym Planem. Ciekawe! Wszystko, czego do tej pory doświadczyłem w dziedzinie duchowości, nie dało mi wystarczającego poczucia bezpieczeństwa.
Czy doświadczę czegoś jeszcze?!
•
Marek Siek, pracował m. in. jako radca w Stałym Przedstawicielstwie RP przy ONZ w Nowym Jorku, jako Menager Rozwoju Biznesowego i Marketingu w Ministerstwie Rolnictwa Indonezji w rejonie Bandung, Jawa Zachodnia, jako trener rozwoju w Mkhitar Sebastatsi Educational Complex, Erewań, Armenia. Studiował m. in. Nauki Polityczne na Uniwersytecie Rzeszowskim, Stosunki Międzynarodowe w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, Organizacje Międzynarodowe w Europejskiej Szkole Dyplomacji. Obecnie studiuje International Affairs w City University of New York.